Felieton OBPON: Polska kolej z niepełnosprawnością
Skandaliczne potraktowanie matki z niepełnosprawnym 13-latkiem, którzy chcieli pojechać z Gdańska do Berlina, zmniejszenie liczby wagonów przyjaznych osobom niepełnosprawnym i kłopoty z organizacją asysty przy wsiadaniu i wysiadaniu z pociągów – takie informacje o polskiej kolei przynoszą media w ostatnich dniach. Medialne dramatyzowanie, chwilowe kłopoty czy rzeczywiście głębszy kryzys?
Nie będzie odkryciem Ameryki stwierdzenie, że środki masowego przekazu działają przede wszystkim z nastawieniem na zysk. Jeśli więc trafiają na temat przyciągający widza vel czytelnika, starają się go wyeksponować jak tylko można. A jeżeli nie potrzeba do tego wielkich słów, to tym lepiej. Wtedy wystarczy tylko wywołać wrażenie, że rzeczywisty – acz jednorazowy – skandal jest czymś powszechnym. Ludzie to nie tylko kupią w sensie dosłownym, ale i przyjmą jako prawdę objawioną. Nieistotne, że odbije się to czkawką większą, niż powinno, a przynajmniej będzie ona skierowana w złym kierunku.
Bardzo droga eskapada
Pod koniec stycznia kraj obiegła wieść o kobiecie, która wraz z niepełnosprawnym synem chciała pojechać pociągiem z Gdańska do Berlina. Pociągiem, bo choć dotąd podróżowała autem, to jednak było to bardzo męczące tak dla niej, jak i dla 13-letniego Szymona, który w Berlinie przechodzi cyklicznie badania lekarskie na ustawienie odpowiedniego zestawu leków. Mocno skracając opowieść, którą pani Alicja zamieściła na Facebooku – kasjerki w Gdańsku stwierdziły, że kobieta musi kupić bilety rzekomo promocyjne za łączną kwotę 630 złotych, choć analogiczne miejscówki można dostać za niewiele ponad 110 złotych. Do tego doszły problemy z prawidłowym zamówieniem i zrealizowaniem asysty... w Polsce. Bo w Berlinie wszystko poszło tak sprawnie i szybko, że panią Alicję wprawiło to w niemały szok.
Co na to PKP Intercity? Spółka przeprosiła, zwróciła pani Alicji koszty zakupionych biletów oraz przekazała dwa vouchery na przejazd pociągami kategorii EIC lub EIP w ramach rekompensaty. Czyli zachowała minimum przyzwoitości. Wprawdzie mocno po fakcie, ale to też trzeba umieć. Nawet jeśli dla samych zainteresowanych jest to trochę śmiech przez łzy. Nadmienić również należy, że sprawą zajął się Urząd Transportu Kolejowego i to nie czekając na jej oficjalne zgłoszenie.
Bardzo mało wagonów
Z kolei lubelski oddział Radia TOK FM podał informację, że PKP Intercity wycofało, na części tras do Koziego Grodu, składy z wagonami dostosowanymi do potrzeb pasażerów z niepełnosprawnościami. Spółka w piśmie do rozgłośni nie tłumaczy przyczyn takiego stanu rzeczy, za to podaje listę pociągów jadących do Lublina, gdzie dostosowane wagony można znaleźć.
Wygrywa drożyzna
Jak Państwo sądzą, co z powyższych rzeczy stanowi najpoważniejszy problem? A która z nich odbiła się największym echem w kraju? Oczywiście sprawa absurdalnie drogiego biletu pani Alicji i jej syna jako najbardziej medialna była komentowana najszerzej. Kwestia jej problemów z asystą i brak wagonów przebiegły praktycznie bez większej uwagi. A szkoda.
Patrząc bowiem przez pryzmat oczywistego skandalu można uruchomić strumień narzekania na polską kolej jako strukturę niereformowalną i mającą pasażera w najgłębszym poważaniu od co najmniej 20 lat. „Co najmniej”, bo często słychać wśród pospolitego ludu głosy stawiające za wzór kolej funkcjonującą w PRL-u czy nawet jeszcze w międzywojniu. Pola do dyskusji nie ma tu żadnego. Wedle takiego rozumowania kolej w Polsce należy zwyczajnie zaorać i zbudować od nowa, bo tu było, jest i będzie źle.
Nie ten problem
Tymczasem właśnie takie rozumowanie szkodzi wszystkim, a to z paru powodów. Po pierwsze: jeśli ktoś często podróżuje pociągami w naszym kraju, to bez trudu zorientuje się, co rzeczywiście jest stałym obrazkiem, a sporadycznym wyskokiem. Postęp bowiem – również w kwestii obsługi pasażerów z niepełnosprawnościami – niewątpliwie widać. Istnieją procedury udzielania im pomocy, obsługa pociągów jest stale szkolona w tym zakresie, kupowany tabor jest przyjazny osobom niepełnosprawnym i generalnie mamy znacznie większą szansę na podróż bez przeszkód aniżeli z niechcianymi przygodami. Po drugie: coraz częściej możemy w pociągu spotykać pasażerów z widocznymi niepełnosprawnościami, tak więc mimo wszystko ufają oni przewoźnikom i najwyraźniej tego nie żałują. Po trzecie zaś: wśród ogólnego narzekania łatwiej przeoczyć detale, które razem składają się jednak na rzecz dużo groźniejszą.
Za taki detal uważam właśnie kwestię udzielania pomocy osobom niepełnosprawnym przy wsiadaniu i wysiadaniu z pociągu. Niestety, ale tu rzeczywiście w ostatnich miesiącach dość często mi się zdarzało, że w ramach podróży coś nie zadziałało w przekazaniu informacji o zgłoszeniu potrzeby asysty między poszczególnymi komórkami i trzeba było być czujnym, aby nie zostać na peronie lub w pociągu. Ostatni przykład – jazda na trasie Kraków-Warszawa-Kraków w połowie stycznia. W Krakowie wszystko świetnie – pani konduktor idąca do pracy w pociągu zobaczyła mnie jeszcze na peronie i bez problemu doprowadziła pod drzwi właściwego wagonu, do którego pomogła mi wsiąść. W Warszawie też w sumie problemu nie było, pomijając długie czekanie na windę wiodącą ku hali dworcowej (akurat wykorzystywał ją dworcowy dyskont na przyjęcie towaru), w efekcie czego musiałem czekać pół godziny na kolejny autobus jadący na Pragę. Ale z powrotem było już gorzej. Ochrona owszem, pomogła, jednakże tylko dlatego, że sam o to poprosiłem stojących w hali funkcjonariuszy, gdyż oni sami nie mieli żadnej informacji, że są potrzebni. Informacji nie miała także obsługa pociągu oraz ochrona dworca w Krakowie. Wszystko udało się wprawdzie zorganizować ad hoc, ale żadna ze stron nie umiała stwierdzić, czemu trzeba było całą organizację ustalić od początku. Formularz zgłoszeniowy zaś na pewno wypełniłem prawidłowo, zresztą przewoźnik zapewnił mnie telefonicznie, że pomoc na każdej stacji zostanie mi udzielona.
Czekając na nowe prawo
Warto przypomnieć, że Parlament Europejski zajmuje się obecnie przepisami w zakresie obsługi pasażerów z niepełnosprawnościami. Po ich wejściu w życie zniknąć ma konieczność zamawiania asysty z 48-godzinnym wyprzedzeniem. Na największych dworcach jej zorganizowanie ma być możliwe o każdej porze doby. Bardzo się z tego cieszę, nawet jeśli na wejście tych reguł w życie trzeba będzie czekać jeszcze około dwóch lat po ich przyjęciu. Obecne symptomy każą jednak mieć się na baczności, aby nie okazało się, że przepisy przepisami, ale z ich stosowaniem jest już znacznie gorzej.
autor:
Robert Marchwiany
redaktor OBPON